Świadectwo Niny


Mam na imię Nina , mam 23 lata , od 3 lat służę mojemu Panu Jezusowi Chrystusowi w fundacji Jesus Christ Security oraz w Chrześcijańskim Ośrodku Pomocy "Arka" w Boguszowie Gorcach. Jako jedna z niewielu osób , w naszej fundacji , mieszkam i pracuje wśród osób uzależnionych choć nigdy nie byłam uzależniona od żadnych środków odurzających.
Pomimo ,że w moim życiorysie nie nastąpiła nagła , diametralna zmiana życia ze starego na nowe , Bóg uczynił i czyni dalej , rzeczy które są cudami i bez Jego obecności nigdy by się nie wydarzyły.

Dorastałam w tzw. "chrześcijańskiej rodzinie",  gdzie mama co tydzień zabierała mnie na nabożeństwa w kościele protestanckim. Tam uczęszczałam na szkółki niedzielne, zjazdy młodzieżowe i wzrastałam w poprawnym chrześcijaństwie,  oddałam swoje życie Jezusowi,  zostałam ochrzczona Duchem Świętym,  angażowałam się w różne formy służby kościelnej i pomijając kilka licealnych, mniej chwalebnych momentów,  miałam całkiem poukładane życie.

Od początku mama uczyła mnie odpowiedzialności,  dojrzałości i dorosłości,  dzięki czemu bardzo szybko dojrzałam emocjonalnie. W czasie kiedy skończyłam liceum,  wzrastając w buncie przeciwko mojemu tacie,  jako osobie dalekiej od Boga,  miałam na celu wyjazd za granicę. Nie chciałam być od nikogo dłużej zależna,  pragnęłam wolności i niezależności. Wyjechałam po zdanej maturze aby zarobić na studia oraz swoje utrzymanie. Kiedy znalazłam się w obcym kraju okazało się, że osoba która obiecała mi wszystko załatwić,  zostawiła mnie na lodzie,  bez pieniędzy,  jedzenia, bez pracy i bez zamieszkania. Zostałam sama,  byłam zbyt dumna aby zawrócić i zbyt rozgoryczona aby prosić o pomoc. 

Miałam tylko kilka dni na to aby znaleźć miejsce do mieszkania i pracę. Mając przed oczami "drugą Amerykę" szybko zeszłam do rzeczywistości i wiedziałam, że to nie będzie takie proste.

Bóg w cudowny sposób otworzył mi drzwi,  do domu gdzie mogłam zamieszkać u znajomych których "przypadkiem" spotkałam na nabożeństwie, w ostatni dzień przed zamieszkaniem na ulicy.

Po dwóch tygodniach znalazłam pracę w firmie komputerowej,  gdzie po tym czasie poszukiwań,  nie mając niczego,  byłam chora,  głodna,  straciłam 10 kilogramów i nie miałam fizycznej siły aby się poruszać. Moja duma i pycha nie pozwalały mi na to aby skorzystać z pomocy.

To był kolejny cud podczas tego wyjazdu,  Bóg nie zostawił mnie bez odpowiedzi,  na przepłakane modlitwy. Zaczęłam bardzo dobrze zarabiać,  i znowu miałam poukładane życie,  dom,  praca,  pieniądze, otwarty kościół pełen Ducha Świętego,  poznałam również kogoś kto miał zostać moim mężem. Dzięki Bogu nie został.

Po jakimś czasie postanowiliśmy, że wracamy do Polski,  zająć się przygotowaniami do ślubu. Po powrocie,  mój niedoszły mąż,  zostawił mnie na stacji PKP,  gdzie świat który był poukładany i pełen fascynacji stracił kolory. Chwilę czasu mieszkałam w Łodzi nie mając już więcej celu ani sensu życia,  straciłam z oczu Boga i oskarżałam go pytając "dlaczego mi to zrobił "?,  stanęłam w miejscu gdzie człowiek zasłonił mi obraz Boga. 

Kolejny raz Bóg postawił na mojej drodze ludzi,  którzy w ostatniej chwili uratowali mi życie. Po powrocie do domu rodzinnego,  czułam się upokorzona przez życie,  czułam jak moja duma przybiera na wadze,  a zarazem jak bardzo potrzebuje Boga,  pragnienie Jego obecności było przytłaczające,  więc zaczęłam szukać. Biblia mówi o tym, że kto szuka ten znajduje. Ja znalazłam.

Poznałam fundację JCHS oraz ludzi w ośrodku "Arka" . Odkąd pamiętam modliłam się o kilka rzeczy :
  • o służbę wśród osób uzależnionych
  • o pracę 24 h na dobę , 7 dni w tygodniu w pełni dla mojego Pana
  • o życie z wiary i przez wiarę
  • o częste proroctwa , pragnęłam aby Bóg do mnie mówił nieustannie
  • o Bożego męża, lidera, który będzie miał życie "z przeszłością" za sobą ( skąd to się wzięło to sama nie wiem)

Bóg pracował w moim sercu kiedy widziałam co działo się w fundacji, widziałam inne wartości niż te których nauczyłam się do tej pory, widziałam że można żyć inaczej, bardziej dla Boga i wcale nie jest do tego potrzebny wyjazd do Afryki na tzw.  "misję ". Misja to całe nasze życie tam gdzie prowadzi nas Duch Święty. 

Kiedy stanęłam przed momentem decyzji, aby zostawić wszystko co do tej pory miałam, Bóg przemówił do mnie poprzez proroctwo. Dał mi zapewnienie o Jego bezgranicznej miłości o tym, że do niczego mnie nie przymusza. Wraz z tymi słowami Duch Święty zawładnął moim sercem, postanowiłam, że przeprowadzam się do fundacji. Ponieważ diabeł niszczy to co dobre, postawił mi wiele przeciwności, dostałam propozycję bardzo dobrej pracy, nie miałam wykształcenia które dawałoby mi podstawę do pracy z ludźmi uzależnionymi, byłam bardzo młoda, niedoświadczona, nigdy też sama nie byłam uzależniona, ludzie na których liczyłam, odwracając się od mojej decyzji, bardzo mnie krytykowali, polem misyjnym było moje macierzyste miasto, moja duma nie pozwalała mi na przyjmowanie pomocy. Im więcej było tych rzeczy tym bardziej miałam pewność, że to jest moje miejsce na ten czas od Boga. Pragnęłam służyć Bogu z całego mojego serca i całej duszy. 

Kiedy zaczęłam służbę musiałam nauczyć się wielu rzeczy, przede wszystkim pokory i uniżenia, biorąc przykład z Jezusa, który przez posłuszeństwo osiągnął swój cel. 

Początek był tragiczny, nie miałam zielonego pojęcia  "o co w tym wszystkim chodzi ", dzień po dniu przełamywałam kolejne warownie, ucząc się posłuszeństwa, oddania poprzez prowadzenie lidera oraz słuchania głosu Ducha Świętego. Z biegiem czasu Bóg odpowiedział na każdą moją modlitwę, nauczyłam się jak służyć wśród osób uzależnionych, dostałam Boży autorytet, pracuje w pełni dla mojego Pana, żyje tylko z wiary i przez wiarę, wiem, że w Bogu moje zaopatrzenie, Bóg nigdy się nie spóźnił w moim życiu z niczym. Odkąd jestem w tym miejscu Słowo Boże mnie nie opuszcza, dostaje częste proroctwa abym znała swój kierunek. Duch Święty przychodzi zawsze do mojego życia ze swoją obecnością.

Pan również postawił na mojej drodze męża  " z przeszłością ", o którego się modliłam, lidera który nieustannie jest dla mnie wsparciem, zachętą oraz wzorem relacji z Jezusem . Kiedy się pobieraliśmy mój mąż był zakażony wirusem HCV, poprzez cud został uzdrowiony. Bóg pobłogosławił nas dzieckiem, niedawno nasz synek Nehemiaszek skończył pół roku i dzisiaj wszyscy jesteśmy zdrowi. Poprzez wytrwałość i łaskę jestem dalej w miejscu w którym wiem, że mam być . Wciąż uczę się ufności w Panu na każdy dzień, jak żyć w dostatku i niedostatku, aby być gotową na ka{phocagallery view=category|categoryid=1|imageid=1}żde miejsce w jakie pośle mnie Bóg. 

Buduje relację z moim tatą, dzisiaj rozumiem rzeczy, których nie rozumiałam kiedy nie było w nich Bożego spojrzenia. Bóg pokazał mi, że kiedy zaczynam się o coś modlić, mam się głęboko zastanowić czy to naprawdę jest moim pragnieniem, bo On odpowiada na każdą modlitwę.

Mam wiele marzeń, wierze, że to są Boże marzenia, widzę jak są realizowane w moim życiu. Wszystkie działania fundacji, poszczególnych oddziałów i ośrodka, rozwijają się i poszerzają Boże horyzonty. Poprzez to możemy usługiwać innym ludziom dla których nie ma innej nadziei na życie, jak Jezus. Dla nikogo z nas nie ma innej nadziei, jak mój Pan Jezus.